Tak
mi jakoś ciągle mało. Może przez ten przydługi przestój
spowodowany pogodą. Tak po prawdzie to od tamtego lata, do tego
lata, to tak niewiele „śmy”, się ruszaliśmy. Z moich
obserwacji wynika, że nie tylko ja stęskniłam się za szlajaniem.
Darek uznał, że drogę powrotną też można wykorzystać i coś
jeszcze popatrzeć. No to już mam motywację, żeby z rana się
zebrać raniusieńko, żeby się spiąć, spakować i opuścić blok
na Moniuszki, o wczesnej w miarę godzinie.
Tyle, że bez przesady. Hamulce mi potrzebne, bo mogłabym, niechcący, rozzłościć całą załogę już na starcie. Oni przecież mają wakacje. To znaczy połowa załogi ma wakacje. Argument, że ja w wakacje wstawałam o 6:00 – nie działa. Nie motywuje. A nawet nie jest specjalnie wiarygodny. Chociaż naprawdę tak było. Za sprawą mojej kochanej babci, która przychodziła do pokoju o 5:30 i zaczynała polować na muchy, żeby mnie nie budziły. W efekcie roztoczonej nade mną troski, o 6:00 zwlekałam się na śniadanie, bo uleżeć tego nie byłam w stanie. Teraz czekam cierpliwie, aż sami wstaną, popijając kawę, która będzie mnie uwierać całą drogę. Trudno. Coś robić muszę.
Tyle, że bez przesady. Hamulce mi potrzebne, bo mogłabym, niechcący, rozzłościć całą załogę już na starcie. Oni przecież mają wakacje. To znaczy połowa załogi ma wakacje. Argument, że ja w wakacje wstawałam o 6:00 – nie działa. Nie motywuje. A nawet nie jest specjalnie wiarygodny. Chociaż naprawdę tak było. Za sprawą mojej kochanej babci, która przychodziła do pokoju o 5:30 i zaczynała polować na muchy, żeby mnie nie budziły. W efekcie roztoczonej nade mną troski, o 6:00 zwlekałam się na śniadanie, bo uleżeć tego nie byłam w stanie. Teraz czekam cierpliwie, aż sami wstaną, popijając kawę, która będzie mnie uwierać całą drogę. Trudno. Coś robić muszę.
No
i utknęłam. Blokada w mózgu mi się włączyła, nie znam pinu i
nie napiszę dalej jednego zdania. Co wymyślę, to kasuję, a
wymyślanie to mi idzie jak krew z nosa, z częstotliwością jeden
wyraz na godzinę. Jakbym losowała w głowie te literki ze skrable i
przerabiała na przypadkowe wyrazy i weź tu sklecić z tego sensowne
zdanie. Ja nie twierdzę, broń boże, że wszystkie zdania jakie do
tej pory skleciłam były sensowne, ale byłam wstanie je
zaakceptować – o, i to jest dowód mojej niemocy, bo już nawet te
wyjaśnienia piszę, cytując babę od odrastającej wątroby! W
przypływie desperacji, z nadzieją otrzymania jakiegoś motywującego
kopniaka, posadziłam Darka przed monitorem i kazałam czytać. Tak,
te moje wypociny o „Ulubionym letnim kierunku”, bo to jest ten
sam wyjazd i planowałam go tak razem, ciągiem napisać – a on
zaczął ziewać. Zaraz na drugiej stronie bodajże, a tego jest
stron 9. Owszem lekko powiększoną, rozlazłą czcionką, ale... ale
jeszcze dużo! A on już ziewa! No to już się stało jasne, że tu
się nic motywującego nie ulęgnie. I się nie ulęgło. Natomiast
się okazało, że o plaży napisałam za dużo, Dobre Miasto nie
bardzo pamięta,ale tym wpisem ani trochę mu nie przypomniałam.
Jeśli chodzi o Krosno, to historie kościołów go nie interesują.
Orneta – to jedyne co mu się podobało, bo w Pieniężnie znowu
zaczęłam przynudzać. A tak w ogóle, to zdecydowanie za mało
napisałam o nim, a przecież to się czyta najlepiej i jest
najciekawsze. Nosz kurwa mać! To jest wsparcie, na które mogę
liczyć od 15 lat. Jeszcze córunia, której też już o opinię
więcej nie poproszę, bo usłyszałam: mamo, jeśli wycieczka na
którą nas zabrałaś, była nudna, to czytanie o niej też jest
nudne. - Na co mój mąż: logiczne to. - Nosz kurwa mać! Jeśli
kogoś, do tej pory, zastanawiała forma moich pisemnych wypowiedzi,
to ma odpowiedź – gdzieś muszę odreagować do jasnej cholery.
Trzeba czasami wyciągnąć człowieka za uszy z bagna mentalnego.
Nawet jak mu się wyrwał „kapelusik”. Raz jeden. Po tych
recenzjach. Po kilku dniach przerwy. Odpowiednio zmotywowana.
Usiadłam dokończyć relacje.
Wracamy
z Kętrzyna do Grodziska Mazowieckiego. Przez Szczytno...
Przez Nidzicę...
Przez Bobrowniki...
Przez Nidzicę...
Przez Bobrowniki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz