środa, 25 stycznia 2012

Sytuacja kryzysowa



   Dzisiaj Basia oświadczyła, że swędzi ją pod włosami. Zasugerowałam kąpiel. Basia przystała na tę propozycję i późnym popołudniem Darek wpakował ją do wanny. Po wyciagnięciu i odsączeniu, dziecko zaczęło się uskarżać na jeszcze mocniejsze swędzenie. Zdziwiło mnie to bo wciągu dnia nie narzekała. W tej sytuacji dokonaliśmy bliższych oględzin dziecka i ustaliliśmy, że dziecko ma na ciele czerwone plamki z maleńkimi krostami (chyba). No i się zaczęło. Darek ma strach w oczach tak wielki, że mu źrenic nie widać, tylko ten strach. Jego usta choć jeszcze nieme, krzyczą do mnie: co to będzie do jasnej anielki (wersja light ) ?! Na co ja spokojnie odpowiadam:
- Pójdziemy jutro do lekarza to zobaczymy.
- No ale Tosia jeszcze nie była szczepiona ( bo to na pewno odra, różyczka lub inne dziadostwo).
- No wiem, ale co mam w tej sytuacji robić? Przecież jak jest chora, to jest i już.
No i teraz Daruś jest wkurzony nie tylko na Basi wysypkę, ale również na moją postawę. On nie potrafi zrozumieć, dlaczego ja nie bzikuję. A ja nie bzikuję tylko dlatego, że on bzikuje. Ma ten przywilej. No bo co by było, gdybyśmy oboje bzikowali. Darek jak tylko zobaczył te czerwone placki na Basi od razu znalazł je u siebie. Wszystko go naraz zaswędziało, wpadł w rezonans i ledwo mógł utrzymać myszkę od komputera, odpalić google i znaleźć na Wikipedii wszelkie możliwe wysypki skórne. Potem zadzwonił do Kętrzyna, czy przypadkiem nie wybuchła tam epidemia eboli. Bo przecież przez weekend tam właśnie byliśmy. Przy okazji, za moją radą wypytał babcię na jakie choroby zakaźne chorował jako dziecko. Chciałam go tą informacją trochę uspokoić, dając do zrozumienia, że pewne rzeczy już ma za sobą. Nie udało się. A teraz chodzi i się drapie, czym doprowadza mnie do szału i sama zaczynam się drapać.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz