Warszawa.
Wiadoma rzecz – stolica.
Miasto, które wzbudza wiele emocji. Miasto o dużym stężeniu
władzy. Miasto sprzeczności, kontrowersji i kompromisu.
Jeśli wierzyć legendzie, nazwę swoją wzięła od małżeństwa
rybaków. I tu są przynajmniej dwie wersje wydarzeń, ale obie zgadzają się w
tym, że małżeństwo to przyjęło razu pewnego pod swój dach ważnego gościa, który
miał duże wpływy i z wdzięczności za gościnę nadał osadzie nazwę od ich imion,
bądź imion ich dzieci (lub czasopisma). Potem już jakoś poszło. Zwłaszcza, że
nie miał kto przeszkadzać, bo wtedy jeszcze wszyscy ważniacy żarli się o władzę
w Krakowie. A syrenka obiecała bronić mieszkańców. Miała jeszcze wtedy większą
moc, bo była przed amputacją. Tak – do połowy XVIII wieku syrenka miała łapy i
skrzydła. Warszawa jako miasto dość fartownie położone, rozwój właściwie miała
zapisany w genach. I tak jej dobrze szło, że w XIV wieku były już dwie
Warszawy. Rozmnażając się przez podział. A w 1413 roku książę Janusz I Starszy
przeniósł tu z Czerska stolicę Księstwa Mazowieckiego. Poważniejsze kłopoty
zaczęły się w momencie kiedy do miasta sprowadził się król, a z nim cała ta
grupa trzymająca władzę. Potop szwedzki, panowanie Stanisława Augusta „cioty”
Poniatowskiego, rozbiory, wszystkie powstania nieudane i wreszcie trudny marsz
do odzyskania niepodległości. Tego wszystkiego Warszawa doświadczała bardziej. Choć
zwykle mówi się, że Warszawa jest stolicą Polski od 1596 roku, nie do końca
jest to prawdą. Wtedy przeniesiono tylko króla wraz z dworem do Warszawy,
czyniąc z niej miasto rezydencjonalne Jego Królewskiej Mości. Warszawę
ogłoszono stolicą Polski dopiero w 1918 roku, natomiast formalny zapis o jej
stołeczności pojawił się dopiero w 1952 roku, w Konstytucji Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej.
Podczas II wojny światowej zniszczeniu uległo 80% zabudowy
miasta. Z gruzów zniszczonej Warszawy usypano po wojnie Kopiec
Powstania Warszawskiego. Podnoszenie miasta stołecznego z ruin na pewno nie
było zadaniem łatwym, a czy udanym, to już osobna kwestia. Za czasów Polski
Ludowej rekonstrukcję Starego Miasta umieszczono na liście światowego
dziedzictwa UNESCO, jako wyjątkowy przykład całkowitej rekonstrukcji zespołu
historycznego. Jednak w trakcie tej odbudowy niejednokrotnie, celowo burzono
dobrze zachowane budynki w imię wyższego celu. W okolicach Pałacu Kultury i
Nauki burzono całe kwartały zabudowań z XIX i początków XX wieku. Później wcale
nie było lepiej, bo brakowało pomysłu i jednolitego planu zagospodarowania
Warszawy. Efektem tego stanu rzeczy jest nasza stolica zlepkiem pojedynczych wizji.
To w Warszawie Franciszek Fuchs zachwycił swoją
działalnością wszystkie dzieci. Miał on bowiem przy ulicy Topiel swój słynny
sklep z cukierkami. Na plakacie reklamowym widniało drzewo na którym rosły
cukierki. Przez wiele lat dzieci myślały, że pan Fuchs jest ogrodnikiem, a w
jego ogrodzie rosną drzewa cukierkowe. Do tej pory wśród starszych mieszkańców
miasta „mieć fuksa” znaczy mieć cukierka, lub coś słodkiego. Następnym słodkim
czarodziejem w mieście był pan Jan Wedel. Wyczarował przysmak, który stał
się kultową pozycją w portfolio marki - Ptasie Mleczko® - delikatna pianka
oblana oryginalną, wedlowską czekoladą. Gdy Jan Wedel spróbował nowego
smakołyku, zadał swoim współpracownikom pytanie: „Czego potrzeba do szczęścia
człowiekowi, który już wszystko posiada?”. Wtedy ktoś odpowiedział: „Tylko
ptasiego mleka”. Warto dodać, że pierwszym wyrobem Fabryki Czekolady były
karmelki śmietankowe, które reklamowano jako lekarstwo na wszelkie
„dolegliwości piersiowe”. A kiedy jeszcze Blikle zaczął piec pączki i ciastka,
Warszawa zrobiła się całkiem słodka.
No to a propos słodyczy: obecnie na 10 tysięcy mieszkańców
miasta przypada 40 lekarzy, ale tylko 4 stomatologów. Jeden stomatolog
„zarządza” 80 tysiącami warszawskich zębów. J
Warszawa jest jedyną stolicą w Europie, która leży w
bezpośrednim sąsiedztwie parku narodowego (Kampinoski Park Narodowy). Jego na
szczęście nie udało się stolicy wchłonąć i ucywilizować, ale jest wiele
przykładów gdzie Warszawa dotarła zanim chłopi zdążyli buraki z pola pozbierać
i zmienić obuwie. Takim miejscem jest np. Kaczkowo, od XVIII w. Kaczy Dół. Tuż
po pierwszej wojnie były tu trzy osady: letniskowa, rolnicza i fabryczna. W
1932 roku zmieniono nazwę tego miejsca na dzisiejszą a w 1951 roku włączono je
w granice Warszawy. Mowa oczywiście o Międzylesiu.
Najdłuższą nazwą ulicy jest 21 Pułku Piechoty Dzieci
Warszawy. Maleńka uliczka (sześć numerów, same nieparzyste) znajduje się na
Gocławiu. Mimo trudności z wypełnianiem niektórych dokumentów, mieszkańcy nie
chcieli jednak jej zmiany. Ale w mieście jest więcej ulic z ciekawą historią. Szewc,
filantrop, lotnik i graficzka. Wszyscy oni mają wspólną ulicę. 28.05.2001 roku
Rodzina Hiszpańskich – bo o Nich mowa - otrzymała własną ulicę. Nie pieje z
zachwytu, bo to właściwie dojazd do jednego z centrów handlowych, ale doceńmy
sam gest, wszak mowa o rodzie wielce zasłużonym dla stolicy. A Czy zbójnika
Ondraszka można wyprowadzić w pole? Władzom Warszawy udało się to 28.07.1957,
kiedy nadały jego imię niewielkiej uliczce biegnącej w kierunku Pola
Mokotowskiego.
Teraz słów kilka o pomnikach. Najstarszy świecki pomnik w
Warszawie to Kolumna Zygmunta III Wazy. Jego budowa spotkała się z dużą
dezaprobatą duchowieństwa. Kolumnę zafundował Zygmuntowi jego syn Władysław. Najczęściej
wędrujący to księcia Józefa Poniatowskiego – obecnie pod pałacem prezydenckim.
Najczęściej wyśmiewany jest pomnik Starzyńskiego na Placu Bankowym. Nazywany
min.: „prezydentem w śliniaku”, „kapuścianą głową”, „żółwiem” itd. I Jeszcze o
pomniku Bolesława Prusa. Wiele osób dziwi się, dlaczego nasz wielki pisarz stoi
w tak mało wyeksponowanym miejscu. Otóż Prus miał duży lęk wysokości i bardzo
prosił w żartach, żeby w razie stawiania mu pomnika nie dawano wysokiego
cokoła. Autorka Anna Kamieńska-Łapińska wzięła prośbę pisarza do serca.
Jeśli chodzi o komunikację w Warszawie, to od wieków myśl
przewodnia niewiele się zmieniła. Zawsze
bazowała na osobliwych pomysłach i takim sobie wykonaniu. W 1777 roku
dwóch Francuzów próbowało przekonać warszawiaków do korzystania z lektyk.
Niestety, pomysł się nie sprawdził i interes trzeba było zamknąć. Duży wpływ
mieli na to tragarze, którzy zazwyczaj byli pijani, co znacząco obniżało
komfort podróżowania. Później swoje usługi transportowe oferowali warszawiakom…
uczniowie szkoły kadeckiej. Wynajmowali się oni do noszenia ludzi przez miasto
„na barana”, przez co nazywano ich drabami. O narodzinach prawdziwej
komunikacji miejskiej można mówić od 1866 roku, gdy na stołeczne ulice wyjechał
pierwszy konny tramwaj.
Do roku 1914 w Warszawie można było się zabawić jak w
hiszpańskiej Pampelunie podczas gonitwy byków. Do tego czasu przez miasto
pędzono bowiem ukraińskie woły. Stada, które liczyły nawet 100 sztuk, gnano od
dworca Petersburskiego (obecnie Wileński) aż na Ochotę, gdzie znajdowała się
rzeźnia.
Tak jak dziś, tak też w XIX wieku w mieście nie obowiązywała
zasada domniemania niewinności. Kiedy w mieście wybuchały pożary mieszkańcy
zdani byli sami na siebie. Domniemywano wtedy, że podpalaczami są ci, którzy
pożaru nie gaszą. Obowiązywało wtedy nawet specjalne rozporządzenie Rady
Miejskiej, które brzmiało: „który by się przyszedł dziwować z próżnymi rękami,
takowego każdego wezmą i do wieży wsadzą, z której nie wynijdzie, aż pięć
grzywien zapłaci.” Wybawienie przyszło w 1836 roku w postaci Warszawskiej
Straży Ogniowej.
Warszawa to ciekawe miasto i gdy zechcemy jej posłuchać może
nas zabrać w bardzo ciekawą podróż i uchylić drzwi do wnętrza swojej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz