Wróciliśmy ze Stańczyków. Trochę zmęczeni, ale przede wszystkim podekscytowani bo wrażeń było sporo. W drodze powrotnej, Daruś zdążył mnie zapytać z dziesięć razy czy zadowolona jestem, co sugerowało, że powinnam być zadowolona i na resztę urlopu dać mu spokój.
Zadowolona owszem byłam, bardzo, ale jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia i jeszcze w drodze powrotnej myślałam gdzie by tu pojechać jutro. To się Daruś zdziwi jak się dowie. No właśnie od tego „jak się dowie” dużo zależy, więc trzeba jakoś sensownie podjąć negocjacje. Wróciliśmy do domu. Zjedliśmy pyszny obiadek i usiedliśmy przed telewizorem. Nikt się nie odzywa. Cisza. Po dłuższej chwili Darek pyta „czy coś nie tak.” „Nie, dlaczego, wszystko tak.” „Aha.” Ale skoro – tak- to czemu się nie odzywam. „A tak jakoś”. „Aha.......... Ale to o dzisiaj chodzi, coś się stało?”. „Nic się nie stało dzisiaj było super”. „To o co chodzi?” „No o nic przecież mówię”. „Aha...... Nooo...
- „No a jutro to tak będziemy tu dzień cały przed
telewizorem?”
- „Yyy...”- na razie jeszcze udaje, że nie wie o co mi
chodzi.
- „No bo ja jeszcze nigdy w Olsztynie
nie byłam – tym waszym.”
- „Yyy...”- jego oczy robią się dwa razy większe.
- „I tam taka fajna plaża miejska jest, to Basia by miała
frajdę i my byśmy się pomoczyli”.
- „Yyy...”- Yyy... jest coraz bardziej piskliwe.
- „No to przecież nie daleko z Kętrzyna”.
- „Yyy.....yyyy”.- Daruś wypuścił z siebie cały zapas
powietrza, czyli jedziemy jutro do Olsztyna.
Hura!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz