piątek, 20 września 2013
Czarodziej.
Kiedy już napisałam relacje z tej wycieczki i miałam ją wklejać, okazało się, że nigdzie w komputerze nie mogę znaleźć zdjęć. Darek nawet zasugerował, że coś sobie uroiłam, i że nigdy ich tam nie było. Sama też zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zostały one wgrane na Darkowego laptopa. Ale ja znalazłam ślady. W koszu były trzy zdjęcia które osobiście wyrzuciłam. Świadczy to dobitnie, że zdjęcia kiedyś na moim komputerze były. Tylko gdzie się podziały? Darek przekopał, przeorał cały komputer i ich nie znalazł. No to jak on ich nie znalazł, to ja wpadłam w panikę - "wielką i kosmatą". Bo o wielu rzeczach mój mąż nie ma pojęcia, ale komputery do nich nie należą. Trzy dni Darek walczył z moim komputerem, aby ustalić co się stało. Cdn
Te trzy dni były dla mnie jednym pasmem udręki, bo mam sporo bzików, ale zdjęcia są w ścisłej czołówce. A tu się okazało, że moje zdjęcia z Janowca ktoś, (najprawdopodobniej Antonina, bo już kiedyś mi taki numer wycięła, tzn zdjęcia wycięła i do kosza powyrzucała, ale z kosza tośmy je łatwo odzyskali) tak skutecznie usunął, że nie ma ich nigdzie. Z całej wycieczki zostały tylko te trzy co wyciągnęliśmy z kosza. No myślałam, że oszaleję, ale robiłam dobrą minę, no bo cóż było robić jak tu już właściwie pozamiatane. Ostatecznie to tylko zdjęcia - próbowałam sobie tłumaczyć, ale nie potrafiłam uspokoić samej siebie. Pojadę do Janowca i zrobię nowe. No ale jak, jak to było miesiąc temu. Pogoda się zmieniła, dzieci trzeba by było inaczej ubrać - to już nie to samo. A za rok w tym samym czasie to już dzieciaków nie wcisnę w te same stroje. Patrząc na te moje zmagania ze sobą, mama wpadła na genialny pomysł - Weź ubierz dzieci w to co miały na wycieczce i porób im zdjęcia na białym tle, a jak pojedziesz do tego Janowca i zrobisz tam zdjęcia to ci Darek dzieci doklei. - :). Kochana mamusia nie mogła patrzeć na moją udrękę i taki chytry plan wymyśliła. A ja już naprawdę traciłam nadzieję. Tym bardziej, że Darek oznajmił już oficjalnie, że to się już raczej nie znajdzie. Bo próbował odzyskać zdjęcia z karty pamięci w aparacie, ale się nadpisały i znalazł tylko kilkanaście zdjęć z Nałęczowa. I PRZEZ TO, ŻE DZIECI W NAŁĘCZOWIE BYŁY UBRANE INACZEJ NIŻ W JANOWCU, NA POCZĄTKU NIE SKOJARZYŁ, ŻE TO TA SAMA WYCIECZKA. Bo on szukał,żółtych portek i białej bluzki nietoperza. Sprawa się z Nałęczowem wyjaśniła, ale nie zmieniło to faktu, że to co znaleźliśmy w aparacie to kilkanaście zdjęć z ok 200 zrobionych. I to jeszcze wszystkie na tej ławce z dziadkiem Prusem z brązu. No to już nie dół, to dwa metry mułu. Nadziei która na chwilkę zagościła w mojej duszy, musiało zrobić się słabo, bo wyszła. No i co tu robić. Ja w kwestii komputera jestem zupełnym"lajkonikiem", więc nic nie zdziałam, a widzę, że jedyna osoba w której pokładałam całą nadzieję już się poddała. Bo Darek przekopał internet w poszukiwaniu informacji o odzyskiwaniu danych, i nawet coś tam znalazł i coś próbował zadziałać, ale jak się później dowiedziałam, największy problem polega na tym, że nasz komputer nie działa w systemie operacyjnym Windows, tylko pod Linux-em. No masz, że też musiał mi się trafić mąż informatyk. Każdy normalny obywatel zainstalowałby Windowsa, a ten musiał kombinować oczywiście, no i tak wykombinował, że ja zdjęć nie odzyskam. No, ale te zdjęcia po nocach mi się śniły i budziłam się, i myślałam co by tu jeszcze można w tym temacie zrobić. I mówię do Darka, że może zanieść ten komputer do takiego magika co się w odzyskiwaniu danych specjalizuje to może coś się jeszcze uda odzyskać z wirtualnej przestrzeni. A on mi na to, żebym znalazła takiego co mi się podejmie odzyskania danych z Linux a i, że zapłacę mu tyle, że kilka razy bym do tego Janowca pojechała za te kasę i, że zapłacić z góry trzeba za taką usługę i oczywiście żadnej gwarancji niema. No to wpadłam na lepszy pomysł. Przecież w policji są tacy specjaliści od komputerów co to odzyskują dane wykasowane. To trzeba ich nasłać na nasz komputer (pisząc np. jakiś donos) to jak będą odzyskiwać cośmy wyrzucili to może i moje zdjęcia znajdą. W ten sposób będziemy mieć pewność, że najlepsi specjaliści się zajmą naszym komputerem i nie zrujnuje nas to finansowo, podatki przecież płacimy na policje, to niech się na coś przyda. Słysząc to Darek uznał, że już kompletnie sfiksowałam, a i propozycja oddania komputera w inne ręce ubodła jego ego dość solidnie - jednym słowem wjechałam mężu mojemu na ambicje i podjął kolejną próbę znalezienia moich skarbów. Tak przyznaję było to celowe działanie, pełne premedytacji, ale tak bardzo mi zależało żeby Darek tego nie odpuszczał, bo wiedziałam,że jeśli nie On to nikt inny tego Linuxa nie odczaruje. No i po trzech dniach w środku nocy obudził mnie jakiś szmer i patrzę na ekran mojego komputera a tam... no wiadomo co - zdjęcie Janowca z mojej zaginionej wycieczki. Mój bohater. Darek odzyskał chyba z milion plików. Rzeczy które wyrzucaliśmy od początku tego komputera, tak że ten biedak ledwie chodził taki był przeładowany,a przeglądanie zdjęć, żeby wyłowić te z Janowca zajęło nam tydzień i odbywało się w takim tempie, że w czasie ładowania zdjęcia można było spokojnie szarlotkę upiec. No ale przebrnęliśmy przez to no i są. Na szczęście są.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ta - to ja!
OdpowiedzUsuń